Mama
Prezenty na Święta
Święta to wspaniały czas. Kojarzy mi się ze świątecznymi melodiami, pastorałkami, kolędami, zapachem przyprawy korzennej, krzątającą się w kuchni Babcią i wyjątkowym smakiem czerwonego barszczu, który nigdy nie smakuje tak jak w Wigilię, kiedy robi go na specjalnym zakwasie. Święta to też czas obdarowywania najbliższych. Jedni uwielbiają wymyślać prezenty na Święta i biegać po sklepach w świątecznym pędzie, pozostali traktują to jak obowiązek, który po prostu trzeba odbębnić… Nieważne, w której grupie jesteś – ten wpis może Cię zainteresować.
Z jednej strony jestem w gronie tych, którzy uwielbiają wymyślać prezenty, kochają je pakować i obdarowywać innych, z drugiej wymyślanie czegoś na siłę niekoniecznie znając preferencje obdarowywanego jest po prostu… Słabe? I znowu po wigilijnej wieczerzy w niejednym polskim domu zacznie się festiwal sztucznej radości z kolejnej figurki czy innego niezbędnego kurzołapa, który kupiła Ciocia Hela, tego fluorescencyjnego szalika od szalonej kuzynki czy kolejnej pary skarpetek. A dla Taty nieśmiertelny krawat przecież, to nic, że nie nosi – niech ma, a co! Znowu rodzinny budżet uszczupli się o kilka stówek wydanych na prezenty, które w większości rzucone zostaną w kąt i zapomniane jeszcze przed nadejściem Nowego Roku. A ilu ludzi na ten cel kredyt weźmie i spłacać będzie do następnych świąt – firmy oferujące chwilówki prężnie reklamują się już od początku listopada…
Przykre to, ale prawdziwe.
A teraz zastanów się czy nie chciałabyś otrzymać tylko jednego prezentu, ale takiego, który sprawi Ci radość? Albo taki, który się przyda? Może i nie będzie wtedy elementu zaskoczenia, ale przynajmniej każdy dostanie coś, o czym faktycznie marzył lub zwyczajnie będzie używał. Ja wiem, że ciocia Hela i szalona kuzynka najprawdopodobniej kupowały te prezenty z nadzieją, że sprawią Ci nimi radość, Ty przecież też tak robisz i też czasami nie trafiasz… W moim pomyśle nie chodzi o wyśmiewanie nietrafionych podarków czy narzucanie swoich preferencji innym. Ja wymyśliłam coś, co wydaje się być pomysłem idealnym, który zadowoli wszystkich.
Obawiam się tego, że brzmi zbyt idealnie i perfekcyjnie. Pomysł z założenia pozwoli zaoszczędzić mnóstwo pieniędzy, wyeliminować nietrafione prezenty i sprawić więcej frajdy głównym zainteresowanym czyli dzieciom.
Bo Święta to głównie czas spotkań rodzinnych, często również z dalszą rodziną, której nie wiedziało się już od dawna. Bo Święta to czas radości, a te prezenty – przecież one mają cieszyć głównie dzieci. Listy do Mikołaja i wyczekiwanie na pierwsze pukanie do drzwi. Jest u nas taka tradycja… Przez dwanaście lat byłam jedynym dzieckiem w rodzinie, przy wigilijnym stole czas dłużył się niemiłosiernie, a ja czekałam jak na szpilkach aż Mikołaj zapuka do drzwi. I kiedy każdy spróbował już dwanaście swoich potraw, wujek cichaczem pukał w stół. Biegłam wtedy z ciocią na górę do babcinej sypialni wypatrywać pierwszej gwiazdki i sań z Mikołajem, a na dole wszyscy w pośpiechu wykładali prezenty pod choinką. Biegałam na tę górę nawet jak wiedziałam już, że Mikołaj nie przyleci na saniach i schodziłam z góry z workiem „swoich prezentów” i w mikołajkowej czapce. Później zabierałam swoje bratanice, a w tym roku po raz trzeci będę wypatrywać Mikołaja ze swoją córką.
Ale dobrze, przejdźmy już do mojego pomysłu, nie będę trzymać Cię dłużej w niepewności, bo moja wyobraźnia i wspomnienia wyprowadzą nas jeszcze dalej niż planowałam. 😉
Jak sprawić radość bliskim i nie wydać majątku?
Głównym założeniem jest zminimalizowanie kosztów, wyeliminowanie nietrafionych prezentów i zmaksymalizowanie zadowolenia zarówno dzieci jak i dorosłych. Spróbujemy po prostu wszystkim dogodzić i jeszcze na tym zaoszczędzić – czy się uda? To okaże się dopiero w Święta, w każdym razie pomysł w teorii brzmi tak fantastycznie, że wszyscy mi przyklasnęli.
Analizę przeprowadzę na naszej rodzinie, a dokładniej na gronie, w którym w tym roku się spotkamy – tak będzie po prostu najłatwiej. W tegorocznej kolacji wigilijnej weźmie udział 10 osób dorosłych i 3 dzieci.
Musimy wybrać jedną osobę „zarządzającą”, u nas jestem nią JA, poza tym, że jestem pomysłodawcą to lubię pakować prezenty, więc całość z pełną świadomością wzięłam na siebie, co widać na załączonym obrazku.

Asia, pomysłodawca, koordynator finansów i akcji Prezenty na Święta oraz główny pakowacz.
Osoba koordynująca zbiera od każdej osoby dorosłej ustaloną kwotę (u nas jest to 100 zł), każdy w ciągu tygodnia (lub innego ustalonego wspólnie terminu) musi wysłać propozycje prezentów, które chce otrzymać mieszczących się w budżecie. Może to być jeden prezent, dwa, trzy – nieważne. Wszystko ma po prostu nie przekraczać założonego budżetu.
Łatwo policzyć, że budżet przypadający na jedną osobę będzie zawsze równy ustalonej kwocie, niezależnie od liczby osób dorosłych. U nas wyniesie stówkę.
Jak to ogarnę?
Wcześniej zapytałam całą rodzinę czy zgadzają się na mój pomysł, przytaknęli. W ciągu najbliższego tygodnia planuję zebrać pieniądze i pomysły na prezenty. Jeżeli ktoś nie wie, co chce dostać lub chce być zaskoczony może zdać się na mnie.
Dzieci nie biorę pod uwagę, bo Święta i prezenty są w głównej mierze dla nich. Dzieciaki obdarowujemy zgodnie z ustalonymi przez siebie i rodzinę zasadami. Składkowo, pojedynczo – jakkolwiek, byleby miały frajdę z prezentów od Mikołaja.
Zakładam, że z opóźnieniami (które na pewno będą :P) całą kwotę i listę prezentową zbiorę do końca listopada. Usiądę później do komputera, wyszukam najtańsze opcję, zamówię i opłacę paczki. A później przejdę do mojej ulubionej części – pakowania!
Pobierz listę do wypełnienia ułatwiającą ogarnięcie akcji “Prezenty na Święta”
Standardowo, wyszukując w sieci opieram się głównie na serwisach, które robią to za mnie. Zazwyczaj korzystam z Ceneo, bo nie muszę szukać żadnych dodatkowych stron. Po prostu wpisuję w wujka Google i mam, ale wiem, że istnieje również mnóstwo innych stron z wyszukiwarkami – zdecydowanie polecam takie rozwiązanie, niż kupowanie stacjonarne. Tylko koniecznie zapisuj sobie, co zamówiłaś, bo przy większej liczbie zamówień w pewnym momencie po prostu się pogubisz. Ja na komputerze korzystam z dodatku Sticky Notes, który zastępuje mi zwykłe, kolorowe karteczki – w końcu ich nie gubię 😀
Kwotę, która pozostanie, przeznaczę na upieczenie i ozdobienie niepierniczków, które położę na talerzach każdego z gości przed rozpoczęciem kolacji wigilijnej. Taka nasza mała tradycja 🙂
Zdaję sobie sprawę, że nie wszystkim ten pomysł się spodoba, że pojawią się głosy, iż w takim wypadku przecież każdy mógłby kupić sobie prezent sam i w ogóle byłoby super, prosto i najtaniej. No, ale… Ale wtedy wszystko byłoby już takie oczywiste, a tak z elementu zaskoczenia pozostanie chociaż opakowanie. 😛
Właśnie, a jak to w ogóle wychodzi finansowo? W naszej rodzinie pi razy oko standardowym budżetem na prezent dla każdej z osób było 50 zł od rodziny. Czasami wychodziło mniej, czasami więcej. Łatwo policzyć, że przy trzynastu osobach wychodzi ok. 500 – 700 zł/rodzina, dodaj do tego koszt przygotowania Świąt – dużo prawda? W przypadku mojego pomysłu koszt od rodziny to 200 zł plus prezenty dla dzieci i przygotowania świąteczne. Brzmi zdecydowanie lepiej 😉
Jak każdy pomysł ma swoje plusy i minusy. Ja dopatrzyłam się następujących:
Minusy:
- Każdy wie co dostanie, chyba że wybrał opcję niespodzianki;
- Trzeba dopilnować, aby nikt dodatkowo się nie wychylił i np. przez kochanego męża, ciocia Krysia zostanie postawiona w niezręcznej sytuacji, bo dostanie 10 prezentów zamiast jednego.
Plusy:
- Jedna lub dwie osoby ogarniają cały prezentowy kramik (na pewno w każdej rodzinie znajdzie się taki freak jak ja, który pomimo braku czasu, rozciągnie dobę jak gumę i ogarnie temat);
- Każdy jest zadowolony z otrzymanego prezentu;
- Minimalizujemy koszty i szanse na nietrafiony upominek.
A prezenty z mężem/partnerem możecie sobie wręczyć przed wieczerzą lub po, już w domu.
No dobra, zdradzę Ci jeszcze coś… Mamy od sierpnia taką świnkę, do której skrupulatnie wrzucamy dwójki, piątki, czasami jakieś banknoty, ale nigdy nic poniżej 2 zł. Jest już bardzo ciężka. Dzisiaj zaproponowałam TT, że zamiast prezentów na Mikołajki i Gwiazdkę dorzucimy tam od siebie określoną kwotę, a w lutym rozbijemy nasz bank i wylecimy chociaż na tydzień nie wydając ani złotówki z bieżącego budżetu. Ot, w tym roku zamiast na prezenty stawiamy na wakacje.
Koniecznie daj znać czy pomysł Ci się spodobał. 🙂
***
Udostępnij, skomentuj, daj kciuka w górę – jest mi bardzo miło, kiedy widzę, że doceniasz moją pracę. Ponadto klikając like na Facebook’u (TUTAJ) będziesz zawsze na bieżąco, a na INSTAGRAMIE (o TUTAJ) podejrzysz, co robimy i gdzie nas nosi. Do zobaczenia! 🙂